Type and press Enter.

Rzucam wszystko i wyjeżdżam. Zabieram dwa psy.

Nie chce wyjść na jedną z tych osób, które po przepracowanych 10 latach w wielkiej korporacji, przy 5 w porywach do 4 godzinach snu dziennie i płaceniu 5 tysięcy złotych za wynajem kawalerki na Placu Zbawiciela postanowili rzucić to wszystko, wyjechać stopem do Mongolii a potem kupić małą farmę na Kostaryce i nawlekać ziarna kakaowca na ręcznie robioną biżuterię. Nie widzę w tym nic złego, każdy kiedyś czytał o takiej historii w internecie i jest to łaskocząco przyjemna perspektywa aby postąpić tak samo, jest to też gest odwagi godny prawdziwego szaleńca co kocha życie i chce ratować swoją duszę.

Jednak to się nijak ma do mojej sytuacji. Dlaczego? Pracuje od dawna, ale nigdy nie pracowałam w korporacji czy na pełny etat w firmie i nie zamierzam tego robić. Jestem osobą, która raczej wzięła by się za prostą pracę fizyczną, którą bardzo szanuję niż dała się namówić na recepcję i jakieś contenct marketing managerów. Nie myślcie, że pisząc to jednocześnie gardzę tego typu pracą. Nie gardzę, o ile ktoś jest szczęśliwy tak pracując. Ja bym nie była.
Dorosłe życie w dużym mieście trochę nie przypadło mi do gustu. Więc najpierw było nawet dobrze (pomijając zimę), ale potem okazało się że a. czynsz jest za drogi b. samochód się psuje i zawsze za minimum 500zł c. moje przychody nie pokrywają wychodów na tyle, abym była szczęśliwa. Oczywiście drobne długi w postaci jednego zaległego czynszu nie są takie straszne, znam osobę, która od roku go nie płaci i żyje, ale jako freelancer w jednym miesiącu mogę zapłacić rachunki w drugim może być różnie. To zależało od wielu czynników, od tego czy ktoś wyjedzie w delegacje i zostawi mi psa na hotelu, od tego czy akurat w tym miesiącu ludzie chcą szkolić swoje psy i tego czy za napisane artykuły zapłacą mi teraz czy za 4 miesiące po uprzejmych prośbach co tydzień. Były miesiące, że żyłam jak pączek w maśle i bez tego wiercącego z tyłu głowy strachu mogłam oglądać seriale co wieczór, zapłacić rachunki za dwa miesiące i mieć jeszcze na kupienie psom drogich rzeczy, ale były też dni że budziłam się nie mogąc ruszyć się z łóżka, bo a. nienawidzę swojej pracy b. to jest bardzo fajna praca więc nie powinnam tak myśleć c. jak teraz nie zapłacę za czynszu to niedługo będzie tysiąc złotych zaległości i jak się do tego popsuje samochód to mogę na prawdę z tego łóżka nie wychodzić. I wiadomo, można pracować więcej, aby mieć więcej, życie w Warszawie jest drogie, ale ja na prawdę nie chciałam pracować więcej, na ile mi to było by potrzebne, bo nie lubię przemęczać swojego ciała i umysłu i nie potrzebuję majątku. A musicie wiedzieć, i pewnie wiecie, jedno. Aby mieć dużo trzeba dużo pracować (poza niektórymi wyjątkami ludzi w czepku urodzonych, ale wtedy oczywiście ich rodzice muszą pracować dużo). Im więcej pracujesz, tym mniej masz czasu na spożytkowanie tych pieniędzy w przyjemny sposób. Dla mnie pieniądze nie są celem samym w sobie, potrzebuje ich by realizować swoje marzenia. Nigdy nie chciałam być bogata. No dobrze, było by fajnie wydać tak super książkę, że każdy by ją szanował a do tego przyniosła by mi dochód w postaci conajmniej 500 tysięcy złotych, ale wiemy że jest tylko jedna Masłowska na epokę literacką. Pozostaje mi więc cieszyć się, ze zarobiłam tysiąc złotych za swoją pierwszą książkę (czy to było aż tyle?)i że mam pomysły by pisać kolejną i się tym cieszyć.
NIe wiem czy myślicie teraz, że mi w życiu nie wyszło więc sobie uciekam, ale jakbym więcej zarabiała to bym została i była szczęśliwa. Otóż nie. To nie tylko ten mały niepokój oczekiwania na przelew był przyczyną mojej decyzji. To pogoda, atmosfera, samopoczucie w tym miejscu, ale przede wszystkim miłość do podróżowania.

 

Od jakiegoś czasu podróżuje sobie sama. Po ostatnim wyjeździe do Gruzji, Armenii i Iranu czułam się już tak, że nie chciałam wracać, tylko zostać i pojechać dalej i dalej. Zawsze z tęsknotą za czymś czego nigdy nie miałam, mówiłam „gdybym była sama jak Ty i nie miała psów to bym w tej chwili spakowała walizkę i pojechała gdzieś podróżować, pracować w chociażby hostelach itp”. Więc były te psy. Ale z drugiej strony każdą podróż płakałam za nimi i po kilku dniach przyklejałam się jak mucha do lepu do każdego napotkanego wifi, żeby sępić od mamy rozmazane zdjęcia siedzącego psa, nie mówiąc już o video czacie z psami. Więc zawsze było, że zostaję bo psy muszą mieć mieszkanie, muszą trenować agility, muszą mieć samochód żeby trenować agility i muszą mieć Back on Tracki(to takie drogie kurtki dla psów, ale oczywiście to jest trochę żart) żeby trenować agility zimą na hali, na którą dojadą samochodem. Na to tak na prawdę pracowałam. I myślałam, że zima się jakoś kończy po tym miesięcznym wyjeździe w ciepłe miejsce i jakoś dotrzymam do lata, odkładając pieniądze na kolejny miesięczny wyjazd.
Tyle, że w miesiąc gówno zobaczysz i zrobisz. I jedziesz tak szybko, żeby objechać to coś co chcesz zobaczyć i goni cię czas, siedzi ci na głowie jak ten niezapłacony czynsz i czekanie na przelew. No chyba, że wyjeżdżasz poodpoczywać, wtedy miesiąc to aż za dużo, ale ja wyjeżdżam żeby być w ruchu, żeby obserwować, żeby zobaczyć jak najwięcej. To był właśnie mój problem, miałam czas tylko na urlop, a chciałam więcej. Więc po tym ostatnim wyjeździe, dzięki osobom, które poznałam oraz dzięki sobie, pomyslałam raz „a gdyby tak, nieee, a gdyby tak… zabrać psy i wyjechać w podróż po świecie? Może psy to wcale nie przeszkoda?”

Muszę dodać, że ja lubię podróżować na biedaka. Lubię spać w wieloosobowych pokojach w hostelach, a najbardziej to już mi się spodobało pod namiotem. Nie lubię siedzieć w tym samym miejscu dłużej niż tydzień i na plaży dłużej niż 3 dni, lubię jak się zmienia, ale też nie za szybko, jak się dużo dzieje, jak poznaje te wszystkie przypadkowe osoby- innych podróżników i tych, co żyją w danym miejscu, wszystko to co ciężko jest uchwycić na zorganizowanej wycieczce w dwa tygodnie. Nie lubię stolic. Nienawidzę taksówek i transferów z lotniska i tych wszystkich rzeczy dla turystów.
Więc… Sprzedałam co miałam, samochód, mieszkanie po babci, no i jeszcze dużo książek i jakieś dziwne sprzęty niepotrzebne tak na prawdę do niczego, jeśli nie ma się mieszkania. Niektórzy mówią, że oszalałam (moja mama), niektórzy płaczą, że nie wynajęłam mieszkania(moja mama i połowa znajomych), niektórzy mówią, że to wspaniałe i zazdroszczą odwagi (reszta), a ostatnio jak podpisywałam umowę u notariusza, to starszy Pan notariusz powiedział, że to wspaniały plan i on tez tak chciał jak był w moim wieku, ale jakoś tak nie wyszło i teraz jest za późno, stała praca, rodzina, dolegliwości zdrowotne, więc bardzo mi kibicuje. Wiem, że się może nie udać, że może będę chciała wrócić do stabilnego życia, ale wtedy po prostu wrócę, albo urządzę sobie jakoś życie w innym miejscu, które mi się spodoba. Nigdy nie wiesz co będzie za kilka miesięcy, nie mówiąc już o latach. A świat jest taki duży, ja chcę zobaczyć wszystko. Na pewno nie będę żałowała, że nie spróbowałam.

Pierwszym etapem było załatwienie spraw czyli sprawy medyczne, mała operacja, którą odkładałam latami jak pójście na pocztę, potem naprawa łazienki, która zalewała sąsiadkę, naprawa auta (turbina, więc wyobraźcie sobie), sprzedaż auta, a w końcu sprzedanie mieszkania, co wprawiało w szał moją mamę (wszystko przehulasz i wrócisz z niczym za rok). Ah i oczywiście przejrzałam blogi osób, które podróżowały z psami aby się pocieszyć, że nie pierwsza wbiję chorągiewkę z flagą państwową w tę niezdobytą górę niemożliwego. Znalazłam parę z wilczakiem, którzy wzięli psa do Indii a rok później rowerem do Mongolii a to jest dużo poważniejsze niż to gdzie ja chcę jechać. Znalazłam też parę z USA, która rok spędziła na podróżowaniu rowerem przez Europę z dwoma psami w tym jeden ważył 30 kilo czyli tyle co moje dwa psy i miał 12 lat!
Więc teraz, jakby to powiedzieć, nie mam nic poza tym co dla mnie na prawdę ważne czyli
1. Jaxem i Hajem 2. laptopem 3. telefonem 4. aparatem 5. ukulele i czuję się lekko i wspaniale.
Jedyne czego szczerze żałuję to zakończenie regularnych treningów agility, ale agility też można trenować wszędzie na świecie, nie tylko w Europie.

Czy się boję?
Im bliżej wyjazdu (ruszamy 25 marca) tym bardziej sikam w gacie. Boję się, że nie będzie mi się podobać, że coś się stanie, że zachoruję, że pies zerwie więzadło a ja będę na wsi mniejszej niż najmniejsza polska wieś jaką sobie w tej chwili wyobrażacie, że psom się nie spodoba, że nie będę miała pracy, że mnie się nie spodoba, że umrę, że skończy się świat, boję się że mi się spodoba i będzie wspaniale, a najbardziej na świecie, kiedy czasami budzę się rano i myślę, że się boję i może nie warto w ogóle już nigdy ruszyć się z łóżka, to najbardziej się boję, że mogłabym nie pojechać i wrócić do tego co było zanim postanowiłam wyjechać.

Teraz najważniejsze

GDZIE JEDZIEMY?
Najpierw do Izraela pokonać Israel National Trail co zajmie jakieś 3 miesiące.
potem pracować do Portugalii a potem…

Save

Skomentuj Karolina i hieny x3 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

10 comments

  1. Chciałbym przeczytać Twoja książkę bo pieknie piszesz, moge? W ogóle jesteś tak bardzo piękna!

    1. dziękuję 🙂 ksiązkę mozna kupić prawdopodobnie tu http://www.lampa.art.pl/sklep/index.php?p223,daria-porebiak-koniec-swiata

  2. Woow, niesamowicie podziwiam i jestem na maxa ciekawa! Będę obserwować na pewno 😀

  3. Taki news ze szok! ☺ cos pięknego i niesamowitego! Bedziemy kibicowac i wspierać jesli bedzie potrzeba! Najwazniejsze w kochane łapki beda z Toba- reszta to dodatek ❤❤❤ łap kazda chwile- mega czad! 😘😘😘

  4. Życzę powodzenia 😃 . Ja też bym chciał wziąć. @mojepieskidwa i wyruszyć w świat.

  5. Zazdraszczam, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu i trzymam wszystkie możliwe kciuki😊

  6. Powodzenia ! Piękny plan – mocno trzymam kciuki i czekam na pierwsze relacje &&&&&

  7. a można jakieś linki do tych blogów osób co już podróżowały z psami w ten sposob? 🙂

    1. wrzucę w nastęonym wpisie, z polskich znam 3wilki.pl chyba.

  8. Wow, świetny pomysł! Trzymam mocno, mocno kciuki, żeby udało się go zrealizować, a bloga będę śledzić, czekając z niecierpliwością na sprawozdanie z podróży. Może kiedyś uda się podążyć Waszym śladem 🙂
    PS. Doskonale napisane! 😉